Noszę grzywkę od lat. W przeszłości przeszłam chyba przez wszystkie wersje: od bardzo krótkiej, po bardzo długą. Czasem była prosta, gęsta zasłaniająca czoło, czasem delikatniejsza trochę dłuższa i układająca się na ukos. Były wersje mniej lub bardziej wycieniowane, skrajnie krótkie i bardzo długie. Ale odkąd się pierwszy raz pojawiła to już ze mną została :> Ostatnio zastanawiam się nad zapuszczeniem jej tak abym mogła założyć ją za ucho, choć obawiam się, że nie odnajdę się po tylu latach z odkrytym czołem ;) Abstrahując grzywka póki co jest.
Wszystkie właścicielki grzywki wiedzą, że przy demakijażu, czy też makijażu, nie wystarczy związanie włosów w kucyk. Trzeba coś zrobić jeszcze z tymi kosmkami, które opadają na czoło. Potrafi to być mocno irytujące, kiedy tuż przed wyjściem włosy pobrudzą się podkładem, bądź też innym kosmetykiem. Ja stosuję różne metody upinania ich, w zależności od tego czy fryzura jest już wyjściowa, czy też już bardziej domowa.
źródło (KLIK) źródło (KLIK) źródło (KLIK)
Najprostszym rozwiązaniem są spinki, wsuwki, klipsy i opaski. Niestety jeśli napracuję się nad finalnym efektem fryzury, nie wybieram wsuwek, ponieważ odkształcają wzorek na mojej grzywce i często niweczą moje dzieło ;) I tu na pomoc przychodzą moje uśmiechnięte rzepy.